Krzysztof pracował w ochronie. Wynajęliśmy kawalerkę. Było nam ciężko, ale przyzwyczaiłam się już do skromnego życia. Po wakacjach okazało się, że jestem w ciąży. Urządziliśmy szybki ślub. Byli tylko moja mama i ciotka, rodzice Krzysztofa i jego dwóch braci. Wtedy widziałam ich po raz pierwszy, wcześniej jakoś nie było Wiesław Budzyński: „Miłość i śmierć Krzysztofa Kamila” Kogo kochał Krzysztof Kamil? Jak wybierał? Jak żył, jako dorosły? W końcu, jak i gdzie naprawdę zginął? Krzysztof Kamil Baczyński. Poeta pokolenia Polski Walczącej. Wiele o nim mówiono, wiele napisano. Ale tak naprawdę nie tak wiele o nim wiadomo. A to, co wydaje się, że wiadomo, okazuje się czasem sprzeczne, niezweryfikowane… lub naciągane. Kim zatem był Krzysztof Kamil – i, co ważne – kim nie był? Wiesław Budzyński, autor książki „Miłość i śmierć Krzysztofa Kamila” wykonał olbrzymią pracę. Co ważne, trwała ona już nie lata, ale dziesięciolecia. Dotarł do bardzo wielu ludzi. Czasem tych, którzy go znali, czasem do ich dzieci… Wszystkie informacje próbował potwierdzić. Aż niewiarygodne, że mogło mu się to udać. To z opowieści tych wszystkich ludzi utkana jest książka. To ich głos w niej brzmi. Kim byli rodzice Krzysztofa Kamila? Jak wyglądało jego dzieciństwo, szkoła? Młodzieńcze zaangażowania? Czy pisał wiersze „od zawsze”? A może miał jeszcze inne talenty? Kogo kochał? Jak wybierał? Jak żył, jako dorosły? W końcu, jak i gdzie naprawdę zginął? To jednak tylko część książki. Druga poświęcona jest losom tych, których kochał, i próbom upamiętnienia poety-powstańca. Przez kolejne strony przewija się pytanie: co czekałoby go, gdyby nie zginął? Czy podzieliłby los Anody? A może jak inny jego kolega, trafiłby do kamieniołomów? Nie można mieć złudzeń, nie daliby mu spokoju. UB przecież po niego przyszło, pięć lat po śmierci. Nie chcieli uwierzyć, że nie żyje. (Podobnie przyszło gestapo po jego ojca, w kilka dni po wkroczeniu Niemców do Warszawy w 1939 r. Jako działacz plebiscytowy na Śląsku i dowódca oddziałów destrukcyjnych był uważany za szczególnie niebezpiecznego dla Rzeszy. Tyle że ojciec poety… zmarł 27 lipca 1939. Historia lubi się powtarzać?) Czy przetrwałyby wojenne przyjaźnie? A może w czasach pokoju powróciłyby „pokojowe” animozje, wzmocnione jeszcze przez system? Na te pytania nie znajdziemy odpowiedzi. Ale warto mieć ich świadomość. Książkę Wiesława Budzyńskiego czyta się jednym tchem. Polecam. Wiesław Budzyński: „Miłość i śmierć Krzysztofa Kamila”. Wydawnictwo m. Książkę można wygrać naszym konkursie. Wystarczy odpowiedzieć na pytanie: Podaj datę śmierci Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Odpowiedź: 4 sierpnia 1944 r. «« | « | 1 | » | »»Data i miejsce urodzenia: 1956-05-19, Głogów. Zawód: kulturoznawca. Wykształcenie: średnie ogólne. Ukończył XIV Liceum Ogólnokształcące we Wrocławiu. Krytyk teatralny, dziennikarz. W l. 80. publikował m.in. w czasopismach „Obecność”, „Iglica” i „CDN”. Był członkiem rady kultury przy Regionalnej Komisji Wykonawczej Reżyser Krystian Lupa, były dyrektor literacki Piotr Rudzki, a teraz były dyrektor Krzysztof Mieszkowski. Każdy z nich z niepokojem przygląda się sytuacji w Teatrze Polskim i prosi zarząd województwa, aby nie dopuścił do ostatecznego upadku wybitej ich zdaniem instytucji kultury. Krzysztof Mieszkowski, były dyrektor Teatru Polskiego, który zdaniem jego zwolenników walnie przyczynił się do uznania sceny wrocławskiego teatru za jedną z najbardziej ambitnych i najlepszych w kraju, a który zdaniem jego przeciwników wpędził teatr w kłopoty finansowe i naraził go na skandale związane z kontrowersyjnymi produkcjami (np. „Śmierć i dziewczyna”), napisał otwarty list do ministra kultury, Piotra Glińskiego, marszałka województwa dolnośląskiego, Cezarego Przybylskiego, oraz do prezydenta Wrocławia, Rafała Dutkiewicza. Poseł Nowoczesnej i wiceprzewodniczący komisji kultury twierdzi, że decyzja o powołaniu na stanowisko Cezarego Morawskiego unicestwiła wizytówkę Wrocławia, jaką był Teatr Polski. Mieszkowski twierdzi, że zespół artystyczny wysokiej klasy został rozbity przez zwolnienia lub odejścia takich aktorów jak: Anna Ilczuk, Marta Zięba, Michała Opaliński, Ewa Skibińska, Piotr Skiba, Marcin Pempuś czy Andrzej Szeremeta. Jego zdaniem zatrudnieni na ich miejsce zastępcy grają po prostu w innej teatralnej lidze. Ubolewa, że autorskie spektakle takie jak „Dziady”, wystawiane w całości, wielokrotnie nagradzana zagranicą „Wycinka”, czy wreszcie „Sprawa Dantona” zniknęły z afisza, zastąpione przez spektakle wystawiane w ramach sceny impresaryjnej, takie jak „Edukacja Rity” czy „Na pełnym morzu”, czyli sztuki znane publiczności z innych teatrów. Sztuki, których formę przedstawienia można porównać do muzycznych dyrektor przypomina także, że zespół nie pojedzie na międzynarodowy festiwal teatralny na Węgry. Zaznacza, że o mały włos wyjazd na festiwale do Kanady także nie doszedł do skutku, z powodu zwolnienia pierwszoplanowych aktorów „Wycinki”.Mieszkowski prosi, aby władze województwa podjęły działania umożliwiające odbudowanie artystycznej rangi Teatru cały list posła Mieszkowskiego:Szanowni Państwo!Z wielkim niepokojem śledzę doniesienia o pogłębiającym się kryzysie w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Na skutek nieodpowiedzialnej decyzji o powołaniu na stanowisko dyrektora Cezarego Morawskiego Teatr, który był artystyczną wizytówką Wrocławia, Dolnego Śląska i Polski został zespół aktorski będący jego największą siłą a dotychczasowy repertuar zastąpiono spektaklami słabymi i wtórnymi. Zwolniono aktorów współtworzących Wycinkę w reżyserii Krystiana Lupy – przedstawienie rozsławione w świecie, będące pierwszym polskim spektaklem w historii, który inaugurował festiwal teatralny w z kontynuowania cyklicznych projektów edukacyjnych, czytań i zaangażowanych społecznie debat realizowanych pro publico bono. W Teatrze nie są już prezentowane najważniejsze polskie przedstawienia ostatniej dekady. Nie został ślad po Dziadach w reżyserii Michała Zadary wystawionych po raz pierwszy bez skrótów i skreśleń przy zawsze wypełnionej po brzegi bieżącym repertuarze próżno szukać także Sprawy Dantona w reżyserii Jana Klaty, przedstawień Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego czy Kronosu Krzysztofa Garbaczewskiego – spektakli należących już do kanonu, wzbudzających często skrajne emocje, na których zbudowano przymierze z publicznością, prawdziwie demokratyczną społeczność. Jeden z najczęściej wyjeżdżających na międzynarodowe festiwale do Paryża, Tokio, Buenos Aires, Pekinu, Madrytu, Seulu, Petersburga, Berlina, Moskwy Teatr stał się ofiarą indolencji, z jaką realizowana jest polityka kulturalna w naszym kraju. Podzielił los zniszczonych w stanie wojennym Teatru Dramatycznego w Warszawie kierowanego z sukcesem przez Gustawa Holoubka i Teatru Współczesnego we Wrocławiu pod kierownictwem Kazimierza Brauna. Próbowano nie dopuścić do przynoszących korzyści wizerunkowe i finansowe, zaplanowanych wyjazdów do Montrealu i Quebecu. Odwołano wyjazd do teatr dramatyczny w ciągu kilku zaledwie miesięcy zmieniono w nieudolną scenę impresaryjną, gdzie niewielu szuka a nikt nie znajduje tego, co jeszcze w ubiegłym sezonie wyróżniało Teatr Polski – bezkompromisowego przekazu, twórczego poszukiwania, otwartości na nowe i inne. Zniszczono przestrzeń kształtowania idei i polemiki ze obliczu wszystkich tych wydarzeń i niedopuszczalnych w teatrze publicznym praktyk, pamiętając jednocześnie o 70-letnim wspaniałym dorobku instytucji, jako były dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu i wierny jego widz oczekuję od Państwa powzięcia konkretnych działań, umożliwiających odbudowanie artystycznej rangi instytucji i przywrócenie artystom i publiczności warunków do swobodnego korzystania z gwarantowanych Konstytucją bierna postawa decydentów wszystkich szczebli wobec artystycznej degradacji największej ze scen Dolnego Śląska świadczyć będzie jedynie o braku także politycznej wyobraźni, a co za tym idzie niezrozumienia roli Teatru w kształtowaniu społecznej MieszkowskiKim był Krzysztof Kolumb? Odkrywca świadomie ukrywał swoją prawdziwą tożsamość. Potwierdza to jego syn: „Pan nasz chciał, by (…) ojczyzna Admirała i jego pochodzenie były o tyle mniej pewne i znane, o ile bardziej zasłużona i zaszczycona tym wszystkim, co się jej za tak wspaniałe czyny należało, była jego osoba”.Sylwia Jurgiel | Utworzono: 2015-02-04 12:51 | Zmodyfikowano: 2015-02-04 12:51 A|A|A Szef Teatru Polskiego we Wrocławiu Krzysztof Mieszkowski sugeruje marszałkowi województwa kto powinien zająć jego miejsce. Jak ustaliliśmy, do urzędu wpłynęło oficjalne pismo z teatru. Kandydatką aktualnego szefa jest menadżer kultury Izabela Duchnowska. Sytuacja w Teatrze Polskim od tygodni jest w zawieszeniu - po ustaleniach z ministerstwem kultury Krzysztof Mieszkowski miał zrezygnować z funkcji i pozostać w placówce na stanowisku dyrektora artystycznego. Porozumienie podpisano, ale do tej pory nic się nie wydarzyło. Zarzuty wobec aktualnego szefa były związane głównie z zadłużaniem placówki. Jeszcze w ubiegłym roku urząd marszałkowski zaczął poszukiwania nowego dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu - mówiło się o dwóch nazwiskach - Kazimierzu Budzanowskim, byłym zastępcy szefa placówki i Izabeli Duchnowskiej, która ostatnio koordynowała Światowe Dni muzyki we Wrocławiu. Ta ostatnia kandydatka ma teraz wsparcie Krzysztofa Mieszkowskiego. Kiedy dojdzie do zmiany? Urzędnicy mówią nieoficjalnie, że sprawa wyjaśni się w tym miesiącu.Maria Dębska – rodzice i kariera. Maria Dębska jest absolwentką Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Na profesjonalnej scenie teatralnej debiutowała w spektaklu Ripley pod ziemią Radosława Rychcika. Aktorka Wystąpiła m.in. w filmach Zabawa, zabawa,Cicha noc iMoje córki krowy.Dowiózłszy nas na pl. Zbawiciela, taksówkarz gładzi łysą głowę. – Życzę, żeby te wszystkie wasze postulaty marzeniowe się wam spełniły – żegna się. Napiwek. Trzask drzwi. Jesteśmy. 1. LGBT to nie ideologia Na miejscu tęczowo; tęczowe parasolki, tęczowe torby, tęczowe flagi, tęczowe skarpetki. I deszczowo. Mokną transparenty „ABC, LGBT, XYZ”, „Jezus miał dwóch ojców”, „Mąż mojego syna to moja rodzina”. Dominika i Weronika, studentki filologii polskiej, przytulają się pod banerem: „Les is the best”. Dziewczyny, po co tu przyszłyście? Dominika: – Po równość. Ludzie postrzegają osoby LGBT w sposób krzywdzący. Idziemy po to, żeby to zmienić. To normalne, wśród zwierząt występują takie zjawiska. (Weronika: – Wśród pingwinów). – Wśród pingwinów, tak. Miłość to miłość. Chcemy tylko równych praw, niczego więcej, nie chcemy żadnych przywilejów. Nie jesteśmy ideologią. Wcześniej była nagonka na uchodźców, teraz jest na LGBT. To jest po prostu smutne. Czytaj także: Straszenie LGBT to stały i zgrany repertuar PiS 2. „Wielka promocja seksualizmu” Przebiwszy się przez policyjny szpaler, trafiam do innego świata. Fundacja PRO – Prawo do życia przyniosła własne transparenty. „Stop pedofilii. Pedofilia występuje do 20 razy częściej u homoseksualistów”. „Czego lobby LGBT chce uczyć twoje dzieci? 4-latki: masturbacji. 6-latki: wyrażania zgody na seks. 9-latki: pierwszych doświadczeń seksualnych, orgazmu”. Niektóre z haseł zostały w domach, bo stowarzyszenie Tolerado wygrało z fundacją proces, uniemożliwiając posługiwanie się najdrastyczniejszymi ze sloganów i grafik. Prowadzący przypomina, że członkiem Tolerado jest... – Mariusz Drozdowski, który publicznie przyznał kilka lat temu, że czuje pociąg seksualny do dzieci. Otwarcie przyznawał, że jest fanem gejowskiej pornografii, którą kolekcjonuje. Uwielbia szczupłych, młodych chłopców. Dlaczego protestujecie przeciw marszowi? Mirek, wąsaty 50-latek w czapce i spodniach moro. – Dzieci są pozbawione przykładu życia rodzinnego i narażone na wykorzystywanie seksualne. Nie zgadzamy się z propagandą homoseksualizmu, prawda? Była mowa o tym, że jest wielka promocja seksualizmu, prawda? Oni niby żądają tolerancji, ale chcą propagować to jako coś normalnego, a to nie jest normalne. Emerytka Karolina dodaje: – Jesteśmy tu, żeby chronić wiarę katolicką. Pokazać, że jesteśmy, że nie tylko są tu osoby o odmiennych poglądach, jacyś tam pedofile, lesbijki, homoseksualiści. Jesteśmy też my, katolicy. Dlaczego inne grupy mają nas przewyższać? Czytaj także: Ładunki wybuchowe na Marszu Równości w Lublinie 3. Jestem normalna i chcę normalnie żyć Marsz rusza z półgodzinnym opóźnieniem przy dźwiękach „Born this Way” Lady Gagi. Wychodzimy z Modrzejewskiej, skręcamy w Świdnicką. Pod pomnikiem Bolesława Chrobrego kolejna kontrmanifestacja. – Aktywiści na Zachodzie nawołują do legalizacji pedofilii... – krzyczy aktywista. Kolejnych głów nie słychać, gdyż nikną zagłuszeni przez Cher, której „Belive” emituje jeden z marszowych wozów. Ola trąca mnie transparentem „Odpierdolta się od naszego LGBT i od nas”. – Tydzień temu byłam na marszu w Lublinie. We Wrocławiu jest więcej ludzi, wydaje się, że jest bezpieczniej. Zdecydowanie więcej gróźb śmierci słyszałam tam niż tutaj. Co zrobić, żebyś w ogóle nie słyszała tych gróźb? – Chciałabym, żeby ludzie nauczyli się szacunku do siebie nawzajem. Żeby zamiast brać do rąk kamienie, race i koktajle Mołotowa, wzięli do ręki książki. Żeby poznawali różnorodność i nie bali się jej. Co chcesz zademonstrować? – Że jestem normalną osobą, która ma normalny tryb życia, po prostu inaczej dobieram partnerów. Spotkacie mnie w Biedronce, spotkacie mnie w Lidlu, spotkacie mnie na bazarze i w pracy. Jestem normalna i chcę żyć normalnie. Jan Hartman: Dlaczego Kościół chce „nawracać” ludzi LGBT? 4. Władysław Frasyniuk z flagą „Solidarności” Pod Renomą dołączają do nas politycy. Krzysztof Mieszkowski (KO) patrzy na billboard wyborczy Krzysztofa Mieszkowskiego rozwieszony tuż obok Teatru Polskiego, gdzie niegdyś Krzysztof Mieszkowski wystawiał spektakle. Pod plakatem Jacka Protasiewicza (PSL) przemyka Władysław Frasyniuk z flagą „Solidarności”. (Tuż obok transparentów: „Nie bój się tęczy” oraz „Episkopacie, zluzuj gacie”). Na LED-owych ekranach Teatru Capitol tęcze. Tuż obok: flagi partii Razem, którymi energicznie wymachują Adrian i Juliusz, studenci drugiego roku prawa. Czy w marszu powinniśmy epatować politycznymi emblematami? Adrian: – Powinniśmy. Są tu od nas Sławek Gadek, Marta Stożek, widziałem Krzysia Śmiszka... A co z innymi politykami? Juliusz: – Nie dość, że ich tutaj nie ma, nie dość, że udają, że takie osoby (LGBT – red.) nie istnieją, to jeszcze bywają wrodzy. Czasem – jak Korwin – chcą nas eksterminować. Adrian: – Ten marsz nie dzieje się tylko dzisiaj. To jest każda droga do sklepu, to jest każda droga do pracy. Z tłumu wynurza się Gosia. – Również Kościół na nas szczuje, modli się o nawrócenie policjantów, żeby nie ochraniali marszów. Mówi, że jest dyskryminowany, kiedy jest na pozycji uprzywilejowanej. Czytaj także: Polskie miasta zalewają faszyzm i homofobia 5. Wiara i tęcza, trudne połączenie Nieopodal Hania potrząsa flagą Wiary i tęczy. Kim jesteś, Haniu? – Jestem sprzedawcą, pracuję w sklepie – mówi, zagłuszana przez „I Will Survive” Glorii Gaynor. Czym zajmuje się Wiara i tęcza? – Zrzeszamy katolików ze społeczności LGBT. Przyznam ci szczerze: działałam u siebie w parafii, ale widząc, jakie mój proboszcz ma nastawienie... Jakie? – Wiesz, „chłopak i dziewczyna, normalna rodzina”. Bolały cię słowa abp. Jędraszewskiego? – Modlę się za niego. Skoro jestem „zarazą”, to nie powinnam być w Kościele. Ale jestem przecież chrzestną, jestem katoliczką, utożsamiam się z moją wiarą... Ciężko, nie? Mijamy dworzec główny, marsz skręca w Kołłątaja. Powiewają flagi ruchu bear, bi, trans, pan... Nastolatek w stroju kota uchyla przede mną oficerskiej czapki. Z balkonu pozdrawia nas tańcząca w rytm muzyki kobieta. Mężczyzna też pozdrawia, popijając piwo. Odmachujemy. Na horyzoncie majaczą gwiezdnowojenne transparenty. „May the pride be with you”. „May the rainbow unicorn be with you”. Czytaj także: Oskarżam biskupów, księży i świeckich mojego Kościoła 6. Policjant z pałką, policjant z owczarkiem Programista Konrad ma na sobie pelerynę z godłem wpisanym w tęczową flagę. To dość kontrowersyjny przyodziewek, nieprawdaż? – Zgadza się. Ale były wygrane rozprawy, w Częstochowie. To nie jest flaga, a jedynie pastisz, artystyczna przeróbka. Karol, z zawodu księgowy, nie igra z narodową symboliką. Ma na sobie kostium homara, pod oczyma grubą warstwę brokatu, a na nogach szpilki. Jak oceniasz kontrmanifestację? – Jest coś takiego? Jeżeli jest, to jest meganiefajne. Otóż, Karolu, jest. Pod Wzgórzem Partyzantów dwóch mężczyzn krzyczy: „jebać pedałów”. Policyjny operator błyskawicznie kieruje w ich stronę kamerę. Umykają, zasłaniając twarze dłońmi. Na Wzgórzu Partyzantów, gdzie kiedyś mieścił się HAH (już ponownie otwarty), gejowska mekka Wrocławia, spogląda na nas z plakatów Przemysław Czarnecki. Młody chłopak wspina się na słup z afiszem, by wetknąć za nim tęczową flagę. Ochrania go kwiat policji. Policjant z butlą z gazem, policjant z tarczą, policjant z pałką, policjant z karabinem na gumowe kule, policjant trzymający na smyczy owczarka niemieckiego. Czy czujesz się bezpiecznie z taką obstawą? – pytam Weronikę. – Zapytaj Igora. Gdy podstawiam mikrofon, roczny Igor wpatruje się we mnie badawczo, ciamkając smoczka. – Tak, czuję się tu bezpiecznie, gdyby tak nie było, nie przyszłabym tu z synem – dopowiada mama. Czytaj także: Kolorowe zarazy i purpurowe napomnienia 7. Mało cukru, dużo miłości. Firmy dla LGBT Obok Galerii Dominikańskiej mieszczą się biura HP. Choć w sobotę w firmie nie ma żywej duszy, w każdym oknie widać tęczową flagę. Wysuszony krzykami chwytam za Sprite′a rozdawanego na całej trasie marszu. Na puszkach hasło: „Bycie sobą jest konkretnie orzeźwiające. Mało cukru, dużo miłości”. Mijając tęczowy baner Google, trafiam na pracowników Collibry, która posłała na marsz liczne przedstawicielstwo. Skąd was tu tyle? Marika: – Chcemy wspierać LGBT. Jesteśmy firmą, która pracuje w środowisku międzynarodowym, w naszym biurze pracują obcokrajowcy, ludzie różnej orientacji. Uważamy, że powinniśmy propagować równość i otwartość. Czytaj także: Różowy kapitalizm. Firmom opłaca się angażować 8. Nauczka po marszu w Białymstoku Wóz z głośnikami na chwilę nas opuszcza, skręcając w Kazimierza Wielkiego. Na odchodne Madonna deklaruje, że jest materialistką. Dźwięki muzyki cichną, stąd na Oławskiej głośno wybrzmiewają przeciwnicy manifestacji. – Homoseksualiści wielokrotnie częściej molestują dzieci. Tysiące dzieci w państwach zachodnich pada ofiarami homoseksualnych pedofilów. Ktoś z boku: – Tak, zjadamy je, z cebulą. Tłum: – Ho-mo-fo-bia-to-się-le-czy. Na Ruskiej pochód próbuje zatrzymać kolejny bojownik. – Spierdalać z mojego kraju! – krzyczy. Policjant odgania go zdecydowanym ruchem. Pan podnosi ręce i wycofuje się, a siostra Mary Read wystawia język. Uśmiecha się do mnie uśmiechem, który doskonale znam z materiałów TVP, ustawicznie kojarzących ruch LGBT właśnie z jej kontrowersyjnym wizerunkiem. Korpulentna, z biustonoszem na głowie, obfitą brodą i wszystkimi kolorami tęczy wymalowanymi na twarzy, wydaje się mieć donioślejszą misję, niż realizuje telewizja publiczna. – Zakon Sióstr Nieustającej Przyjemności ma już 40 lat. Zajmujemy się głównie profilaktyką chorób przenoszonych drogą płciową. W Polsce jest nas mało, ale w USA, w Niemczech, we Francji... – zawiesza głos. Mary zjadła na protestach zęby, w Poznaniu, skąd pochodzi, maszeruje od 15 lat. – Bardzo się cieszę, że w tym roku idziemy w takiej liczbie małych miasteczek. Tam przecież też mieszkają osoby LGBT, to dla nich święto; każdy może się poczuć u siebie, złapać się za rękę, przytulić... I dostać cegłówką w głowę. – Ze względu na kampanię wyborczą jest coraz gorzej. Młodzież, która szła w Białymstoku, często była na marszu równości pierwszy raz. I od razu dostała szkołę – kontrmanifestanci rzucali im zapalone race pod nogi. Jako siostra tyle młodych osób tam przytuliłem, że to aż niewiarygodne. W Przejściu Garncarskim łapię na spytki Kamila, dwumetrową drag queen z falbaniastą suknią i stalowymi obcasami. Kim jesteś, Kamilu? – Jestem LGBT. Jestem człowiekiem. Przyszedłem tutaj poznać nowe oso... – Z drogi, bo królowa jedzie! – mija nas na hulajnodze uczestnik marszu. – Po sytuacji w Białymstoku bałem się bardzo przyjść na dzisiejszą paradę. Mam nadzieję, że wybory, które się za tydzień odbędą, przywrócą nam poczucie bezpieczeństwa. Dziś wszyscy jesteśmy Białymstokiem. Czytaj także: Niech Białystok będzie przestrogą 9. Sejmowy zespół ds. LGBT Wracamy na pl. Wolności przy taktach „Białej Armii” Bajmu. Towarzyszący pochodowi wóz z napisem „Byliśmy, jesteśmy, będziemy” i naręczem różnokolorowych balonów staje się platformą wyborczą. Marta Stożek (Razem): – Zawsze im (moim dzieciom – red.) powtarzam, że mogą przyjść do mnie i powiedzieć: mamo, jestem LGBT. I jest OK, jest fajnie. Jako matka zawsze będę za miłością. (...) Nie wolno mi sprawić, żeby dziecko drżało o to, czy je zaakceptuję, czy nie straci domu, czy nie straci rodziny. Krzysztof Śmiszek (Wiosna): – Walczy nie tylko Poznań, nie tylko Warszawa, nie tylko Wrocław. Walczy także Gniezno, Płock, Rzeszów. (...) Kochani, za tydzień mamy szansę pokazać czerwoną kartkę homofobii, transfobii, nietolerancji. Śmiszek obiecuje, że jeśli lewica zasiądzie w sejmowych ławach, założy w parlamencie zespół ds. LGBT. (Tłum: „TAAAAAK!”). – Potrzebne nam są konkretne ustawy: równość małżeńska, porządna ustawa antydyskryminacyjna, ustawa o związkach partnerskich. Marsz rozchodzi się przy dźwiękach „Under Pressure” Queen. Organizatorzy ostrzegają, że – ze względów bezpieczeństwa – warto wracać do domów parami. Postulatowi przyklaskuje Marta Lempart, liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Czytaj także: Kwaśniewski, Czarzasty i nowe pokolenie lewicy 10. Antyrządowe marsze równości – Dla mnie było super przede wszystkim dlatego, że wrocławscy faszyści spod znaku Międlara, Rybaka i Zielińskiego są sporą siłą liczebną, gdy mają obstawę policji i zagwarantowaną trasę – mówi Marta Lempart. – Miało być nie wiadomo ile kontr... tylko że nie przyszli. Faszyści to tchórze. Co się zmieniło od ostatniego marszu? – Rząd oszalał... Więc ludzie, którzy nie mieli żadnego zdania w sprawie praw osób LGBT+, część tej „środkowej” grupy, której polityka nie interesowała, już nie ma. Muszą być po jednej albo po drugiej stronie, do tego zmusił ich PiS. Musieli wybrać, czy są po stronie rządu, prawicy i Kościoła, którzy nienawidzą i skutecznie nawołują do przemocy, czy po stronie bitych, opluwanych, zaszczuwanych. Marsze równości to dla wielu ludzi teraz manifestacje prodemokratyczne, antyrządowe. Zobacz, ile tam było młodych osób. One tam właśnie, krzycząc: „Róż, brokat, antyfaszyzm”, toczą swoją walkę o to, jak będzie wyglądała Polska. Czytaj także: Polityczne LGBT 11. Pierwszy marsz pod patronatem prezydenta Wrocławia Przy Kniaziewicza 28 rozprężenie. Aktywiści znoszą do kanciapy tęczowe flagi, ściskają się, umawiają na pomarszową imprezę w HAH-u. Jak było, pytam Piotra Buśkę, rzecznika Kultury Równości (organizator marszu). – Na gorąco? Bardzo, bardzo dobrze. Frekwencja, mimo deszczu, zachwycająca. Szacujemy, że było nas 8 tys. Frekwencyjny boom, kolejny rekord. Czyli lepiej niż w zeszłym roku? – W zeszłym roku pojawiły się te banery, samochody Fundacji PRO – Prawo do życia i to było nowe, z tym się jeszcze nie mierzyliśmy. To chyba było sondowanie, jakim straszakiem może być LGBT. W tym roku, podczas kampanii wyborczej, to wybuchło. Na tej nienawiści PiS przy wtórze mediów publicznych i aprobacie Kościoła katolickiego tworzy nienawistną kampanię wymierzoną w dwumilionową społeczność Polaków i Polek. Jak ważne jest, że honorowego patronatu udzielił marszowi prezydent Wrocławia Jacek Sutryk? – Bardzo ważne. To 11. marsz i pierwszy z honorowym patronatem. Przykład idzie z góry. Nie tylko dla mieszkańców i mieszkanek, ale także dla wszystkich instytucji i podmiotów. Miasto otwiera się na akceptację i pokazuje politykę włączającą. Nie wyklucza. Czy maszerowaliśmy dziś za czymś, czy przeciwko czemuś? Buśka zamyśla się. – Maszerowaliśmy wspólnie. Jesteśmy zdenerwowani, jesteśmy lżeni, jesteśmy dyskryminowani... ale marsz to święto nas wszystkich. Czytaj także: Plaga homofobicznych deklaracji w polskich samorządach
fronda.pl pisze: " "Gazeta Polska" sprawdziła, kim byli rodzice Anny Komorowskiej Skomentuj 48 Anna Komorowska, fot. Piotr Drabik, Wikipedia Rodzice Anny Komorowskiej, jak sprawdziła "Gazeta Polska", trudnili się pracą w stalinowskim aparacie bezpieczeństwa.
Plus Minus Mamy więc dwa teatry. Teatr Morawski i teatr Mieszkowski. Ku zdumieniu Mieszkowskich poparłam protest przeciwko Morawskiemu. Publikacja: 01:01 Joanna Szczepkowska Treść dostępna jest tylko dla naszych subskrybentów. Skorzystaj z oferty letniej na dostęp do treści jedynie za 5,90 zł za pierwszy miesiąc! Subskrypcję możesz anulować w dowolnym momencie. Plus Minus Witold Orłowski: Polska zmierza w kierunku stagflacji Każdy kryzys jest inny. Choć nasze kłopoty są ogromne, to Polska poradziła sobie z problemami dużo większymi. Obecnej sytuacji w żadnej mierze nie da się porównać z katastrofą gospodarczą, którą mieliśmy w 1989 roku. Rozmowa z prof. Witoldem Orłowskim, ekonomistą Materiał Promocyjny PZU inwestuje w zieloną energię Grupa PZU stawia na zrównoważony biznes. W ramach strategii „Rozwój w równowadze” na lata 2021–2024 inwestuje w zielone technologie, uwzględniając czynniki klimatyczne, społeczne oraz najlepsze praktyki zarządcze. Plus Minus Moralna godność Ennia Morricone Aby zrozumieć, czego dokonał Enrico Morricone, należy wiedzieć, co Hollywood zawdzięcza kompozytorom europejskim i jak zrewanżowali się im Amerykanie po II wojnie światowej. Plus Minus Harry Ho-Jen Tseng: Rosja to mniejszy brat Chin Niezależnie od tego, jak skończy się ta wojna, Rosja wyjdzie z niej niezwykle wyczerpana. Wiele z jej aktywów zniknie. Na pierwszy plan wyjdzie natomiast partnerstwo z Chinami, w którym Rosja została sprowadzona do podrzędnej roli mniejszego brata. Rozmowa z Harrym Ho-jen Tsengiem, wiceministrem spraw zagranicznych Tajwanu. Materiał Promocyjny Ochrona danych osobowych w branży e-commerce w 2022 r. Sektor handlu elektronicznego stosuje RODO już od ponad czterech lat. Jednocześnie suma kar pieniężnych nałożonych na przedsiębiorców w całej Europie przekracza dwa miliardy euro. Zarówno organy ochrony danych, jak i polski i unijny prawodawca nie próżnują, stawiając coraz więcej barier w elastycznym prowadzeniu biznesu online.
Ze swoją żoną Marianną Bronisławą poznali się w szkole przy ulicy Freta 16. W roku 1867 został zastępcą inspektora II Gimnazjum Rządowego dla chłopców przy ulicy Nowolipki. Z tego powodu cała rodzina Skłodowskich musiała się tam przeprowadzić. Uczniowie wyczuwali w nim swego przyjaciela i sojusznika.
Ewa Skibińska (55 l.) i Krzysztof Mieszkowski (62 l.) tworzyli udaną parę przez kilkadziesiąt lat. Miłość połączyła ich nad morzem w Dębkach. - Czułem wewnętrzny przymus, żeby pojechać właśnie w to miejsce. Sprzedałem nawet obrączkę z poprzedniego małżeństwa, żeby mieć pieniądze na ten wyjazd - wspominał Mieszkowski. Romans zaowocował ciążą. Ewa Skibińska w wieku 24 lat została mamą Heleny (31 l.). Mimo powiększenia rodziny, para nie chciała legalizować związku i nie zdecydowała się na ślub. - Nasz związek opiera się na intuicji i miłości, której dużą podporą jest przyjaźń. Tworzymy jeden organizm. Zawsze mogę liczyć na Krzysia - czytamy w "Rewii" wypowiedź aktorki. W 2015 roku Krzysztof Mieszkowski dostał się do Sejmu. Wkrótce potem stracił stanowisko dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu i zaczął rzadziej wracać do domu. Skibińska nie traciła nadziei i wierzyła, że są to tylko przejściowe kłopoty. Wygląda na to, że związku Skibińskiej i Mieszkowskiego nie da się już uratować. Kilka tygodni temu poseł widziany był na gali w Teatrze Wielkim z dużo młodszą brunetką. Czule trzymali się za ręce. ZOBACZ TAKŻE: Rozstanie Tadli i Kreta to ściema? Beata zabrała głosKim jest Ares? Syn Hera oraz Zeus Ares jest greckim bogiem wojny i jednym z dwunastu bogów olimpijskich. Często jest postrzegany jako przedstawiciel czystej przemocy i brutalności i był uważany za gorszego od swojej siostry Athena , który jest reprezentacją taktycznego i militarystycznego strategowania i przywództwa na wojnie.Do wykluczenia Mieszkowskiego doszło na początku czwartkowych obrad Sejmu. Posłanki Nowoczesnej Kamila Gasiuk-Pihowicz oraz Katarzyna Lubnauer wnosiły do prowadzącego obrady Sejmu wicemarszałka Ryszarda Terleckiego (PiS) o zwołanie przerwy oraz o ponowne zwołanie komisji sprawiedliwości i praw człowieka w sprawie projektu nowej ustawy o Sądzie Najwyższym. W nocy ze środy na czwartek, po burzliwych obradach, sejmowa komisja sprawiedliwości negatywnie zaopiniowała - w głosowaniach blokowych - wszystkie poprawki opozycji do projektu o SN; pozytywnie zaś - poprawki PiS. Opozycja próbowała wówczas zablokować obrady. Posłanki argumentowały w czwartek, że na posiedzeniu komisji sprawiedliwości złamano procedurę legislacyjną. "Uniemożliwiono pojedynczym posłom składanie poprawek" - mówiła Gasiuk-Pihowicz. Polityk PiS Joachim Brudziński (PiS) złożył jednak wniosek, by Sejm przeszedł do porządku obrad czwartkowego posiedzenia. "Wysoka Izbo powtórzę swój apel, jeśli chcemy zachować resztki powagi tej Izby przejdźmy niezwłocznie do porządku dziennego" - podkreślił Brudziński, a jego wniosek poparło 238 posłów wobec 172. głosów sprzeciwu i 12. wstrzymujących się. Tuż po tym głosowaniu, na mównicę sejmową próbował wejść inny polityk Nowoczesnej Krzysztof Mieszkowski. Wicemarszałek Terlecki nie dał mu jednak możliwości zabrania głosu i kazał opuścić mównicę. "Panie pośle, proszę opuścić mównicę" - apelował Terlecki. Wtedy polityk Nowoczesnej próbował podejść do ławy poselskiej, w której siedział prezes PiS Jarosław Kaczyński. Gestykulując rękoma krzyczał: "Hańba! Jesteście beznadziejni!". Drogę zastawili mu politycy PiS, a Terlecki zwrócił Mieszkowskiemu uwagę, że zakłóca obrady Sejmu. Na podstawie regulaminu Sejmu przywołał go do porządku, a zaraz potem wykluczył z obrad. "Zgodnie z regulaminem Sejmu proszę opuścić salę posiedzeń" - powiedział Terlecki, co spotkało się z ostrym sprzeciwem polityków opozycji. Pierwszym punktem, którym miał zająć się Sejm w czwartek miał być wniosek PSL o wotum nieufności wobec ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela. Przedstawiciel wnioskodawców Mirosław Maliszewski (PSL) poinformował jednak, że obecna sytuacja na sali plenarnej nie sprzyja rzetelnej i merytorycznej debacie nad tym wnioskiem. Z kolei prezes ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz poinformował, że jego klub chce wycofać swój wniosek. W efekcie, wicemarszałek Terlecki ogłosił 10 minut przerwy w obradach Izby i zapowiedział zwołanie Konwentu Seniorów. Przerwa trwała jednak około pół godziny, a po wznowieniu obrad Terlecki poinformował, że wycofuje wniosek o wykluczenie Mieszkowskiego. "Kluby opozycyjne zgłosiły deklarację, że sytuacja, która miała miejsce, nie będzie się już powtarzać i będą zwracać się do państwa posłów, aby nie przemieszczali się między sektorami, a także działali zgodnie z regulaminem Sejmu" - powiedział po przerwie Terlecki. "W tej sytuacji wycofuję wniosek o wykluczenie pana posła Krzysztofa Mieszkowskiego" - dodał wicemarszałek Sejmu. Później w rozmowie z dziennikarzami Mieszkowski tłumaczył, że chciał podejść do pierwszego rzędu ław poselskich, gdzie siedzi prezes PiS, ale "w momencie kiedy podszedłem do Jarosława Kaczyńskiego, podskoczyło do mnie kilku posłów, którzy byli w pobliżu". "Myślę, że oni raczej pełnią rolę ochroniarzy Jarosława Kaczyńskiego a nie parlamentarzystów Rzeczpospolitej. Zaczęli mnie odpychać, co jest w ogóle jakimś absurdem, bo ja nigdy w życiu nie mógłbym zrobić czegoś agresywnego" - podkreślił Mieszkowski. Jego zdaniem, mamy obecnie do czynienia z "degradacją opozycji". "W parlamencie, gdzie obowiązuje regulamin sejmowy, Kaczyński ma specjalne prawa, usiłowałem z tych praw skorzystać i zobaczyć jak one realizują się w przypadku takiego posła jak ja. Okazuje się, że Jarosław Kaczyński może wystąpić w +żadnym trybie+, a ja nie mogę" - powiedział. "Chciałem po prostu skorzystać z tych samych praw, które ma Jarosław Kaczyński, czyli wejść na mównicę w +żadnym trybie+" - podkreślił polityk Nowoczesnej. (PAP) rbk/ kos/ mja/ gdyj/ kkr/ js/Rodzice św. Mikołaja – kim byli? Nonna i Teofan – rodzice Mikołaja, pomimo zamożności wyznawali gorliwie wiarę w Boga i nie wywyższali się ze swoim bogactwem. Jak podkreśla portal Pamięć o tym arystokratycznym rodzie, który przez kilka stuleci silnie zaznaczał swą obecność na Górnym Śląsku i małopolskim pograniczu, niemal zupełnie się zatarła. To musi dziwić, wszak była to jedna z nielicznych wielkich familii o korzeniach polskich. O niemieckich rodach wiemy dziś więcej. Ale nie doszukujmy się od razu jakichś podtekstów politycznych. Po prostu - tacy Ballestremowie czy Donnersmarckowie żyli na Górnym Śląsku nieledwie "wczoraj". Mieroszewscy zaś zniknęli. W XX wieku już ich tutaj nie było. Czy to tłumaczy naszą zbiorową amnezję? Cóż, w PRL niewiele mówiło się o arystokracji i jej wkładzie w cywilizacyjne dziedzictwo Polski i Górnego Śląska. Do dziś nie zdążyliśmy odrobić tych zaległości, choć w paru miejscach wydobyto i wyakcentowano dziedzictwo materialne i duchowe Mieroszewskich. Zdobne epitafia odnajdziemy w dawnym kościele parafialnym pw. NMP w Mysłowicach. Jakieś też ślady w ciągle zagrożonym zagładą pałacu siemianowickim, pełną zaś świetność w parku i pałacu w Gzichowie (dziś to dzielnica Będzina), no, i trochę dalej - w Ojcowskim Parku Narodowym, w Pieskowej miejsc jest zresztą więcej. A gdzie odszukamy potomków? Rozsypali się po świecie. Jako ród arystokratyczny właściwie się rozpadli. Najbardziej znaną postacią spośród dziedziców "tych Mieroszewskich" był Juliusz, jeden z najbliższych przyjaciół i współpracowników legendarnego Jerzego Giedroycia. Juliusz Mieroszewski przeszedł do historii żurnalistyki i piśmiennictwa politycznego przede wszystkim jako Londyńczyk - tak podpisywał większość swych znakomitych tekstów w paryskiej "Kulturze".Arkadiusz Kuzio-Podrucki, autor skromnej, ale solidnej monografii o Mieroszewskich, napisał: "Najważniejszym miastem wśród ich śląskich dóbr były Mysłowice, stolica ich ordynacji rodowej. Najsławniejszym jednak Katowice. Prawie połowa terenów dzisiejszej stolicy województwa śląskiego przez ponad dwieście lata była własnością rodziny Mieroszewskich".Chciałoby się dopowiedzieć: to wystarczający powód, by o tej rodzinie pamiętać. Choć odnajdziemy w niej postacie nie tylko światłe i zasłużone, ale także malowniczych utracjuszy. Aleksander - VI i ostatni ordynat mysłowicki - mimo, że ostro inwestował w raczkujący przemysł górnośląski, marnie skończył. Chcąc dorównać Potockim, roztrwonił majątek, a jego resztki sprzedał Wincklerom. Ci zaś wiedzieli, co z nim zrobić i jak go pomnożyć. Dopiero w roku 1945 im go o godz. w chorzowskim Teatrze Rozrywki rozpocznie się wieczór z cyklu "Górny Śląsk - świat najmniejszy", zatytułowany "Prawdziwa historia Mieroszewskich". Gośćmi Krzysztofa Karwata będą: Arkadiusz Kuzio-Podrucki - historyk zajmujący się dziejami śląskiej szlachty oraz Jarosław Krajniewski - historyk i kustosz. Dwa podwójne zaproszenia czekają na Czytelników, którzy zadzwonią do Biura Obsługi Widzów: (32) 346 19 31 do 3 lub (32) 346 19 49.Kiedy dorastałem, nie myślałem tak o nim. Zdawałem sobie sprawę z tego, że był rozpoznawalny, bo czegoś w Polsce dokonał. Na szczęście nie było wtedy plotkarskich portali. Ojciec nie pozował na ściankach. Ja zresztą też nie pozuję. Myślę głównie o pracy, a nie o tym, kim byli rodzice. I są, bo mama przecież żyje.
W sobotę 10 kwietnia odbył się pogrzeb legendarnego, polskiego wokalisty - Krzysztofa Krawczyka. W ostatniej drodze towarzyszyli mu bliscy i przyjaciele. Po kim odziedziczył talent i miłość do sceny? Jego rodzice również byli związani z estradą. Kim byli ojciec i matka Krzysztofa Krawczyka? Krzysztof Krawczyk był artystą, jakich mało... Tak zapamiętamy legendę polskiej piosenki Kim byli rodzice Krzysztofa Krawczyka? Dzieliło ich 16 lat Krzysztof Krawczyk nie był jedyną osobą w swojej rodzinie, która kochała muzykę. Jego rodzice również byli z nią związani. Słynny wokalista w wywiadach często podkreślał, że to właśnie mama i tata zarazili go pasją do śpiewania. Rodzicami Krzysztofa Krawczyka byli January Krawczyk i Lucyna z domu Drapała. Oboje byli aktorami i śpiewakami operowymi, ojciec Krzysztofa dodatkowo dyrygował orkiestrami rozrywkowymi i śpiewał jako tzw. refrenista na polskich statkach pasażerskich na Oceanie Atlantyckim. Dzieliło ich 16 lat (mama wokalisty była młodsza od jego taty), jednak darzyli siebie silnym uczuciem. Krzysztof Krawczyk w jednej z rozmów ze swoim przyjacielem i managerem Andrzejem Kosmalą wyznał, że jego rodzice pochodzili ze skłóconych ze sobą regionów Polski. „Mój ojciec pochodzi z Sosnowca, a mama z Bielska-Białej, a więc z dwóch regionów Polski nastawionych do siebie antagonistycznie. Nie lubili się Zagłębiacy ze Ślązakami. Jestem owocem związku dwóch zwaśnionych regionów, których przedstawiciele zapałali do siebie miłością” - opowiadał wokalista. Czytaj także: Rodzinna tajemnica Krzysztofa Krawczyka. Przyjaciel ujawnił prawdę o adopcji Fot. Agnieszka Meissner/FORUM Krzysztof Krawczyk z mamą Lucyną Krawczyk, Poznań 1994 Rodzice Krzysztofa Krawczyka: jak się poznali? January Krawczyk i Lucyna z domu Drapała poznali się w fabryce amunicji, w której ojciec Krzysztofa zatrudnił się gdy podczas II wojny światowej nie mógł pracować w swoim zawodzie. „Mój ojciec był przystojnym mężczyzną, od razu zareagował na zgrabną, z figlarnymi oczyma osóbkę, od razu poczuli do siebie słabość. Ojciec puścił do niej oko w takim przedwojennym, uwodzicielskim stylu, a mama się na to bardzo obruszyła. No, i potem – jak mi mama opowiadała – zaczęli się spotykać” - mówił Krzysztof o początkach znajomości swoich rodziców. Krzysztof Krawczyk urodził się w 1946 roku w Katowicach, gdzie jego ojciec regularnie występował na scenie Teatru Miejskiego. W kolejnych latach rodzina Krawczyków kilka razy zmieniała miejsce zamieszkania ze względu na obowiązki zawodowe rodziców. Mieszkali w Białymstoku, Poznaniu, Łodzi... W Łodzi Lucyna Krawczyk występowała z mężem na scenie Teatru Muzycznego. Małżeństwo zdobywało uznanie zarówno publiczności jak i krytyków. Czytaj także: Ten dom był jego azylem. Tak mieszkał Krzysztof Krawczyk Krzysztof Krawczyk o rodzicach Krzysztof Krawczyk szybko podbił polską scenę muzyczną, a w 1964 roku założył zespół Trubadurzy. Ojciec od początku mu kibicował. Niestety January Krawczyk nie dożył największej sławy syna. Zmarł w 1965 roku. „Pamiętam, jak usłyszał na próbie nasze śpiewanie na głosy, to od razu zadzwonił do dyrektora estrady i powiedział mu: „Mam tu kurę, która będzie znosić złote jajca”. Dyrektor na to: „Matury mają te kury?”. „Nie”. „Jak zrobią matury, niech przyjdą”. W zasadzie dyrektor nas uratował, bo my nie chcieliśmy robić żadnej matury. Woleliśmy grać na gitarach”, wspominał Krzysztof w 2013 r. w wywiadzie dla Plejady. Krzysztof Krawczyk wiele razy w rozmowach z mediami podkreślał jak ważną rolę w jego życiu odegrali rodzice. „Zawsze była opiekuńcza, jak byłem chory jako dziecko, dbała o mnie. Była utalentowaną aktorką, śpiewaczką, a jednocześnie dobrą, energiczną kobietą, dbała, żeby dom był ciepłym, przytulnym miejscem. Wychowała mego syna, gdy ja wciąż koncertowałem, była dla niego drugą matką. Zawsze myślałem, że ojca kocham bardziej, teraz widzę, że to się wyrównało”, mówił o mamie na łamach Gali. Czytaj też: Tragiczny wypadek, zdrada drugiej żony. Los nie szczędził ciosów Krzysztofowi Krawczykowi Śmierć rodziców była dla wokalisty wielkim ciosem. Odejście Januarego Krawczyka sprawiło, że Krzysztof na kolejne lata odsunął się od Boga. Przez 18 lat był ateistą. Nawrócił się dzięki ukochanej żonie Ewie. Jego biografowie cytują słowa, które miał wykrzyknąć na pogrzebie taty, że „Boga nie ma”. „Powiedziałem, że „skoro Pan Bóg jest miłością, to jak mógł mi zabrać w tym wieku, kiedy był najbardziej potrzebny, ojca?! Więc go nie ma”, wyznał Krzysztof na łamach Gazety. Krzysztof w wywiadzie dla Gali przyznał, że śmierć ojca była dla niego najgorszym momentem w życiu. „Wydawało mi się, że to największa tragedia, jaka może być. Ranę po nim noszę w sobie do dziś, nie zagoiła się zupełnie, czasem się otwiera i boli”. Moje wspomnienia:na scenie mój Tata z Mamą i słynny aktor Ludwik Benoit! Opublikowany przez Krzysztof Krawczyk Piątek, 5 lutego 2021 Lucyna Krawczyk zmarła w 2006 roku. „Kiedy jego żona odebrała telefon z prywatnego domu opieki pod Łodzią, w którym przebywała jej ciężko chora teściowa, Krzysztof Krawczyk miał właśnie wychodzić na scenę. Wiedziała, że w takiej chwili nie może powiedzieć mężowi, iż jego matka nie żyje. Dopiero gdy po udanym koncercie zszedł ze sceny, odważyła się przekazać mu tę smutną wiadomość. To był dla niego szok”, podawał Fakt. Po stracie matki Krzysztof szybko wrócił do pracy, aby łatwiej było mu przetrwać trudny czas. „Jestem zaskoczony, że śmierć matki wywołała we mnie taką traumę. Tylko jak jestem zajęty pracą, w ferworze roboty, nie myślę o niej, nie cierpię. (...) A teraz, po śmierci matki, czuję się, jakby mi ktoś uciął nogę. Czuję się inwalidą w sensie psychicznym”, przyznał w rozmowie z Galą. Krzysztof opowiedział też o ostatnich chwilach życia matki. Ujawnił, że jego mama zmarła we śnie, a tuż przed śmiercią straciła kontakt z rzeczywistością. „Obdarzyła mnie uśmiechem, który nie był już z tej ziemi. Taki spokojny, szczęśliwy. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego uśmiechu na jej twarzy. Już nie kontaktowała, ale w tamtej chwili wiedziała, że to ja. Uśmiechała się do mnie jak matka”, wyznał. Czytaj także: Ten widok porusza... Tak wygląda grób Krzysztofa Krawczyka kilka dni po pogrzebie